ROZDZIAŁ 6
Następnego
dnia obudziłam się z bólem głowy i przemarznięta. Spanie na zimnej ziemi pod
gołym niebem zdecydowanie mi nie służy. Chciałam się podnieść lecz ciało
chłopaka zdecydowanie mi w tym nie pomagało. Nie chciałam go budzić więc
zostałam w tej samej pozycji przykrywając się kocem po samą szyje. Kątem oka
spojrzałam na jego śpiącą twarz, wyglądał tak młodo, niewinnie, spokojnie zarazem
męsko przez zarost.
Po jakimś
czasie Max powoli się przebudził. Otworzył powoli oczy i delikatnie się rozciągnął,
a ja nareszcie mogłam się podnieść.
- Cześć –
przywitałam go ciepłym uśmiechem. – jak się spało? – chłopak przetarł oczy i
spojrzał na mnie.
- Jak na noc
na trawie to całkiem nieźle. – odezwał się jeszcze zaspanym głosem. Kiwnęłam
głową i postanowiłam wytrzepać koc i spakować go do plecaka.
- Zjadłbym
coś, a ty? – w tym momencie zdałam sobie sprawę, że nie jadłam nic od dwóch
dni, łapiąc się za brzuch poczułam jak burczy.
- Ja też. –
przyznałam – ale nie mamy żadnych zapasów, trzeba by iść do jakiegoś sklepu –
stwierdziłam.
- Poszukamy
jakieś stacji. – zgodziłam się z nim i chwilę później byliśmy już w drodze. Nie
pamiętałam drogi do wyjścia z lasu ale Max na szczęścia tak. Po niecałej
godzinie wędrówki było widać ulicę jednak dla bezpieczeństwa postanowiliśmy iść
wzdłuż niej lasem. Traciłam nadzieje na jakikolwiek sklep aż w końcu ku naszym
oczom ukazała się niewielka stacja benzynowa.
- Nareszcie
– odezwałam się z wielką ulgą. Był wczesny ranek dlatego było pusto co nam było
na rękę. Przed wejściem do sklepu upewniłam się, że mam przy sobie pieniądze.
Była cała suma jaką wzięłam z domu więc szybkim krokiem weszliśmy do środka.
Skierowałam się w stronę bułek i wzięłam kilka sztuk, dużego wyboru nie było
więc wzięłam coś ze słodyczy, a chłopak wziął coś do picia i zamówiliśmy po
jednym hot dogu. Po zapłaceniu za wszystko wyszliśmy na zewnątrz i od razu
wzięliśmy się za jedzenie ciepłego hot doga. Przez głód jaki mną ogarnął nie
zwróciłam uwagi na to kiedy go zjadłam.
- To gdzie
teraz? – zapytałam biorąc łyk picia, następnie podałam butelkę chłopakowi. Po
wypiciu oddał mi butelkę, a ja ją schowałam do plecaka. Miał odpowiedzieć na
moje pytanie ale pewny samochód zwrócił moją uwagę.
- Czekaj. –
powiedziałam uważniej przyglądając się nadjeżdżającemu pojazdowi. Max zauważył,
że coś zwróciło moją uwagę i spojrzał w tą samą stronę.
- Poznajesz
ten samochód? – zapytał spoglądając na mnie. Ja jedynie wpatrywałam się w
niego. Wyglądał identycznie do auta mojego ojca, byłam przerażona. Miałam
nadzieję, że to jedynie zwykły przypadek, a z pojazdu wyjdzie całkiem obca mi
osoba jednak nadzieja matką głupich. Otworzyły się drzwi, a ze środka wyszedł
mój ojciec bardziej zaniedbany niż zawsze. Zamknął drzwi i kierował się w
stronę sklepu. Serce biło mi coraz szybciej, nie mogłam teraz zacząć uciekać bo
może mnie zauważyć ale też nie mogłam tak stać ponieważ staliśmy zbyt blisko
budynku.
- To mój
ojciec. – powiedziałam do chłopaka ledwo słyszalnym tonem jednak on bardzo
dobrze mnie zrozumiał. Złapał mnie za rękę i powoli oddalał się od sklepu
ciągnąc mnie za sobą. Cały czas patrzyłam na ojca, który zbliżał się do
wejścia. Nagle odwrócił wzrok w naszą stronę i natychmiast mnie rozpoznał. Na
początku był zaskoczony jednak po chwili na jego twarzy było widać fałszywy uśmiech.
- Chodź do
tatusia. – powiedział na tyle głośno bym go usłyszała powoli zbliżając się do
nas. – Nic ci nie zrobię. – dodał. Stanęłam jak wryta, wszystkie wspomnienia
wróciły. Nie chciałam przechodzić przez to jeszcze raz.
- Emily,
chodź. – Max krzyknął szarpiąc mną.
- Nie
uciekaj przede mną kochanie. – znowu się odezwał idąc szybszym krokiem.
Wzdrygnęłam się na jego słowa. Zaczęłam biec za Maxem ciągle trzymając jego
rękę. Byliśmy za miastem, naokoło nas były lasy i jedna droga prowadząca do
kolejnego miasta. Nie mieliśmy dużego wyboru co do drogi ucieczki dlatego po
raz kolejny wbiegliśmy do lasu. Spojrzałam za siebie i ujrzałam mojego ojca
biegnącego za nami. Przestraszyłam się i zaczęłam szybciej biec. Mijaliśmy
coraz więcej drzew, pokonywaliśmy coraz dłuższą drogę, a mój ojciec dalej za
nami bieg nie dając za wygraną. Nagle potknęłam się o wystający z ziemi korzeń
drzewa upadając na kolana. Poczułam ogromny ból w kostce. Nawet nie zauważyłam
kiedy ojciec stał tuż nade mną.
- No i po co
było ci uciekać? – zaśmiał się. Nie zdążyłam nic odpowiedzieć bo Max
natychmiast odepchnął ojca jak najdalej nas. Mężczyzna nie spodziewając się
tego upadł. Po jego minie było widać, że się wściekł. Wstał i od razu podszedł
do Maxa zaciskając pięści.
- Pożałujesz
tego smarkaczu. – zamachnął się i z całej siły uderzył chłopaka w szczękę.
- Zostaw go.
– krzyknęłam wściekła próbując wstać lecz nie byłam w stanie. Max z całej siły
popchnął ojca, który uderzył o pień drzewa. Chłopak złapał go za koszule i z
wielką nienawiścią uderzał nim o pień następnie rzucając na ziemie. Mężczyzna
złapał się za głowę. Max wykorzystując chwilową nieuwagę ojca zaczął go kopać
po brzuchu i żebrach. Mężczyzna nie miał
siły wstać, skulił się przyjmując kolejne ciosy od chłopaka.
- Przestań,
już wystarczy. – krzyknęłam do chłopaka. Spojrzał na mnie, a później znowu na
mojego ojca leżącego na ziemi.
- Zbliż się
jeszcze raz do Emily, a oberwiesz jeszcze gorzej. – powiedział do mężczyzny,
który wykorzystując ostatnie siły zaśmiał się. Max kopnął go jeszcze raz po
czym mężczyzna przestał się śmiać i złapał się za brzuch plując krwią. Nie było
mi go żal, dostał to na co zasłużył. Chłopak wyraźnie dumny z siebie podszedł
do mnie.
- Mocno
boli? – zapytał spoglądając na napuchniętą kostkę.
- Teraz już
tak nie, myślę, że jest tylko skręcona. – kiwnął głową.
- Dasz rade
wstać? Musimy stąd iść. – zapytał, a ja spróbowałam się podnieść. Chłopak
złapał mnie w pasie, a moją jedną rękę uwiesił sobie na szyi. Tym sposobem
dałam rade ustać na jednej nodze. Spojrzałam ostatni raz na ojca, leżał na
ziemi próbując się podnieść.
- Chodź. –
chłopak zachęcił mnie na co ja kiwnęłam głową i powoli zaczęliśmy iść w
nieznaną nam stronę.
Po jakimś
czasie nie dawałam rady dalej iść. Kostka z każdym kolejnym krokiem bolała
coraz bardziej.
- Możemy
chwile odpocząć?
- Jasne. –
Max natychmiast znalazł większy kamień, na którym pomógł mi usiąść. – Wpadłem
na pewien pomysł. – powiedział nagle siadając koło mnie.
- Jaki? – spojrzałam
na niego uważnie.
- Muszę do kogoś
zadzwonić. – odpowiedział po czym wyjął swój telefon i zaczął w nim szperać.
Max's POV
Jestem idiotą. Dopiero teraz wpadłem na pomysł
by zadzwonić do Dylana z pomocą. Jesteśmy najlepszymi kumplami, a nie dałem mu
nawet znać, że uciekam z miasta. Włączyłem w telefonie listę kontaktów i szybko
znalazłem numer przyjaciela. Natychmiast go wybrałem. Po trzech sygnałach w
końcu usłyszałem znajomy głos.
- Max?
Stary, nareszcie się odezwałeś. – ucieszył się co było słychać po jego radosnym
głosie.
- Musisz mi
pomóc. – przeszedłem od razu do rzeczy, zawsze stawiałem sprawę jasno i nigdy
nie owijałem w bawełnę.
- Znowu się
w coś wpakowałeś? – zadrwił – Co tym razem?
- Tym razem
nie chodzi głównie o mnie. Wytłumaczę Ci wszystko później, a teraz mam prośbę,
jestem około 50 metrów od stacji benzynowej za miastem i będę cholernie
wdzięczny jeśli przyjechałbyś tu jak najszybciej. – skończyłem zerkając na
dziewczynę, która nadal siedziała na kamieniu przyglądając się mi z
dezorientacją na twarzy. Wróciłem myślami do przyjaciela, który po chwili się
odezwał.
- Nie ma
sprawy stary ale co ty tam do diabła robisz?
- Po prostu
przyjedź dobra? Wszystkiego się dowiesz na miejscu. Czekam. – rozłączyłem się
by nie musieć się teraz tłumaczyć. Dylan jest osobą dociekliwą i uparcie dąży
do celu by dowiedzieć się prawdy, a ja nie mam ochoty ani czasu by teraz o tym
rozmawiać. Wsadziłem telefon do kieszeni dresów i podszedłem do Emily, która z
niecierpliwością czekała na wyjaśnienia.
- Z kim
rozmawiałeś?
- Z przyjacielem, niedługo po nas przyjedzie. – usiadłem koło niej spoglądając na
opuchniętą kostkę. – pojedziemy do szpitala żeby sprawdzić co z nogą i myślałem
by zostać u niego na noc.
- Ale nic mi
nie jest, nie musimy tam jechać. – protestowała ukrywając ból.
- Przecież
widzę, że cie boli. Nie bój się, wszystko będzie dobrze. – objąłem ją
ramieniem, a ona delikatnie się o mnie oparła.
- A co
później? Mieliśmy uciec z tego miasta. Co jeśli mój ojciec nas znajdzie lub co
gorsze policja? – spojrzała na mnie z przerażeniem w oczach. Rozumiałem jej
obawy, sam nie byłem pewien czy to dobry pomysł by tam wrócić ale trzeba ruszyć
dalej, nie możemy wiecznie ukrywać się w lesie.
- Nie martw
się o to. U Dylana nas nie znajdą. – uśmiechnąłem się pocieszająco co
dziewczyna odwzajemniła.
- Masz
śliczny uśmiech wiesz o tym?
- Oh wiem,
nie raz mi to mówiono. – odpowiedziałem pewnie, a Emily teatralnie wywróciła
oczami lekko się przy tym uśmiechając. – ty też chociaż oczy masz ładniejsze. –
stwierdziłem patrząc w nie głęboko na co dziewczyna się zarumieniła.
- Może
wyjdziemy na ulicę żeby ten twój przyjaciel nas znalazł? – zmieniła temat
odwracając wzrok w przeciwną stronę. Przytaknąłem i pomogłem jej wstać. Z moją
pomocą doszliśmy do ulicy. Rozglądałem się za znajomym samochodem lecz jak na
razie nie było go widać jednak po kilku minutach się pojawił zatrzymując się
przed nami.
Kolejny rozdział za nami. Dajcie znać czy się podoba.
Do następnego!
CZYTASZ=KOMENTUJESZ