ROZDZIAŁ 3
Po zjedzeniu posiłku
odłożyłam naczynia do zlewu natychmiast je myjąc. Po wykonanej czynności
usiadłam na kanapie w salonie. Pierwszy raz od dłuższego czasu ogarnęło mnie
przerażenie. Co jeśli mi się nie uda? To przecież będzie mój oficjalny koniec. Po
dłuższym namyśle wstałam.
- Raz się żyje. –
powiedziałam do siebie. Założyłam plecak na plecy i postanowiłam wyjść z domu
tylnym wyjściem. Opuszczając budynek szybko ale dokładnie zamknęłam drzwi.
Odwróciłam się w stronę ogrodu.
Nie wierzę, że tu jestem,
wyszłam na dwór mimo zakazu ojca. Nareszcie się mu przeciwstawiłam. Od tak
dawna nie oddychałam świeżym powietrzem, nie obserwowałam zachodu słońca. Nawet
ostatnio zaczęłam tęsknić za deszczem, który potrafił mnie zmoczyć do suchej
nitki, a także za kolorową tęczą pojawiającą się po burzy. Z rozmyśleń wyrwały
mnie odgłosy ptaków znajdujących się na pobliskim drzewie. Mogłabym słuchać ich
pięknego śpiewu całymi dniami jednak nie po to wyszłam z domu. Zostało mi nie
wiele czasu więc zaczęłam się rozglądać za wyjściem jednak jedynym sposobem
było przeskoczenie przez płot. Prościej by było opuścić posesje głównym
wyjściem lecz nie chcę ryzykować. W każdej chwili może przyjechać mężczyzna,
którego niedawno nazywałam tatą teraz jest dla mnie zwykłym śmieciem.
Rozejrzałam się po ogrodzie i znalazłam idealne wyjście poprzez wspinaczkę po
drzewie. Zbliżyłam się do pnia gdy nagle usłyszałam dźwięk silnika
niebezpiecznie blisko, który po chwili zgasł. Przełknęłam ślinę, która zebrała
mi się w gardle i powoli odwróciłam głowę w stronę podjazdu, na którym stał
samochód. Poczułam jakby mi serce stanęło. To był on, wyszedł z auta i
skierował się w stronę domu jednak zatrzymał się na chwilę i zaczął szperać po
kieszeniach. Po chwili wyciągnął telefon i go odebrał. Wyglądało to na dłuższą
rozmowę więc miałam chwilę czasu by uciec ale nie potrafiłam. Stałam pod
drzewem ciągle patrząc na mężczyznę z oczami otwartymi do granic możliwości. W
końcu dotarło do mnie to co właśnie się dzieje i nie mogę się teraz poddać. Być
może jest to moja jedyna szansa. Złapałam wyglądającą na solidną gałąź i
zaczęłam się wspinać łapiąc kolejne znajdujące się nad moją głową. Zwróciłam
wzrok w stronę podjazdu z nadzieją, że on wciąż tam stoi jednak jego tam nie
było. Zaczęło mi walić serce, a ręce pocić. Rozejrzałam się po podwórku ale
nigdzie go tu nie było, wszedł do domu to pewne. Wystarczy chwilka żeby
zorientował się że mnie nie ma w środku. Mam coraz mniej czasu więc złapałam
kolejną gałąź i wspięłam się wyżej. Nagle usłyszałam gwałtowne otwarcie drzwi,
które uderzyły o ścianę. Stał w progu rozglądając się. Wie, że wyszłam z domu
lub co gorsze, że uciekłam. Nigdy nie widziałam go tak wściekłego.
Już miałam wejść na płot
by później z niego skoczyć jednak coś mnie trzymało, spojrzałam co to takiego.
Miałam nadzieje, że zahaczyłam o gałąź jednak to byłoby zbyt piękne żeby było
prawdziwe. Pode mną stał ojciec trzymający mnie za bluzę.
- Dokąd ty się wybierasz
co? – krzyknął swoim donośnym głosem. Chciałam mu się wyrwać, kopałam go w
klatkę piersiową jednak on był silniejszy. Czułam jak łzy spływają mi po
policzkach.
- Nie zdajesz sobie nawet
sprawy jaki błąd popełniłaś – mówiąc to pociągnął mnie, tracąc równowagę
spadłam z drzewa uderzając plecami o ziemię. Ból był potworny.
Podniosłam się powoli do
pozycji siedzącej ale on od razu złapał mnie za przedramię gwałtownie podnosząc
i kierując w stronę domu.
- Puść mnie, nigdzie z
tobą nie idę. – próbowałam się wyrwać, krzyczałam z całych sił o pomoc ale nikt
mnie nie słyszał.
- Zamknij się. – wysyczał
mocniej ściskając moje ramię przez co traciłam czucie w ręce. Wszystkie próby
wyrwania się mu nie poskutkowały więc z czystej nienawiści i złości splunęłam
mu w twarz. Normalnie bym tego żałowała jednak w tym momencie dostał to na co
zasłużył. Nie spodziewał się takiego ruchu z mojej strony, widać było
zaskoczenie na jego twarzy lecz po chwili złość.
- Pożałujesz tego. –
powiedział zaciskając szczękę. Pociągnął mnie za włosy by mieć lepszy dostęp do
mojej twarzy. Kręciłam głową we wszystkie strony jednak to nic nie dało. W
przeciągu chwili poczułam przeraźliwy ból w okolicy oka. Gdyby nie to, że mnie trzymał upadłabym z
powodu nasilających się zawrotów głowy. Próbowałam podnieść powieki jednak nie
mogłam, były zbyt ciężkie. Wolną ręką złapałam za pulsujące miejsce.
- Nienawidzę cię. –
szepnęłam z braku sił by wypowiedzieć to głośniej. Weszliśmy do domu.
Wiedziałam, że to dopiero początek. Pchnął za nami drzwi, które z nadmierną
prędkością trzasnęły, a ze ściany opadł tynk. Puścił mnie, a ja opadłam na
podłogę. Pierwszy pomysł jaki mi przyszedł do głowy to odsunąć się od niego jak
najdalej więc zaczęłam się czołgać ponieważ nawroty głowy były tak silne, że
nie było mowy o wstaniu. Mężczyzna widząc moje poczynania złapał mnie za nogi
przyciągając do siebie.
- Nigdy stąd nie
uciekniesz, słyszysz? – złapał palcami mój podbródek i go gwałtownie podniósł
bym na niego spojrzała.
- Pieprz się. – ściągnęłam
jego rękę z mojej twarzy. Było mi obojętne co ze mną zrobi. To jest już koniec.
- Chciałem po dobroci ale
jak widać z tobą się nie da. – wstał i z zamachem kopnął mnie w żebra następnie
w inne miejsca. Krzyczałam, żeby przestał ale nie zrobił tego, zaczął kopać
coraz mocniej. Próbowałam krzyczeć ale nie miałam siły. Jedyne co mogłam to
skulić się i błagać o to by skończył. Nagle złapał mnie za włosy podnosząc za
nie i z całej siły uderzając o róg komody stojącej obok. W jednej chwili
upadłam na podłogę, zrobiło mi się gorąco. Przed oczami przeleciało mi całe
moje dotychczasowe i zarazem beznadziejne życie. Czułam jak odpływam ciesząc
się, że to już koniec.
Max’s POV
Po ostatnim napadzie na
sklep jubilerski jestem poszukiwany. Nie zaplanowałem go, był kompletnie
spontaniczny ponieważ potrzebowałem w tamtej chwili pieniędzy i przez moją nie
uwagę jakaś kobieta mnie zauważyła i opisała policji. Ale udało mi się ukraść
cenną biżuterię, którą od razu sprzedałem za dość wysoką cenę.
Leżąc na kanapie i bawiąc
się piłką poczułem ucisk w brzuchu. Nie jadłem nic od dłuższego czasu ponieważ
wszystkie pieniądze przepuściłem w klubie i na telefon. Mając nadzieję, że coś
jednak znajduję się w lodówce wstałem rzucając piłkę w kąt pokoju i skierowałem
się do kuchni. Poczułem ulgę widząc kilka składników na kanapki więc od razu
zabrałem się za ich robienie. Po zjedzeniu posiłku odłożyłem talerz do zlewu i
postanowiłem wziąć prysznic. Idąc do łazienki wziąłem po drodze czystą
bieliznę, dresy i białą bokserkę.
Będąc już w kabinie
usłyszałem głośne pukanie do drzwi. Szybko się ubrałem i przetarłem mokre włosy
ręcznikiem. Podszedłem pod drzwi wejściowe, już chciałem je otworzyć ale
pukanie się nasiliło. Spojrzałem przez wizjer i ujrzałem dwóch policjantów.
- Cholera. – zacząłem się
rozglądać za drogą ucieczki. Jedynym wyjściem było okno przy którym znajdowała
się drabina przeciwpożarowa. Wróciłem do swojego pokoju po najpotrzebniejsze
rzeczy. Policja na pewno obserwuje kamienice więc szybko tutaj nie wrócę.
Wychodząc z pokoju usłyszałem odgłosy mężczyzn.
- Policja, otwierać! –
spojrzałem na klamkę, która zaczęła się poruszać. Jeszcze chwila i wyważą drzwi
dlatego podszedłem szybko do okna i je otworzyłem. Po chwili usłyszałem huk z
korytarza co oznaczało, że są już w środku. Usiadłem na oknie przerzucając nogi
na drugą stronę po czym złapałem szczeble drabiny. Stanąłem na niej i zacząłem
schodzić na dół.
- Stój! – usłyszałem krzyk
jednego z policjantów, spojrzałem w górę i zobaczyłem jak mierzy do mnie
bronią. Nie poddawałem się i schodziłem dalej. Mężczyzna schował broń i ruszył
schodami za mną. Byłem wystarczająco nisko by skoczyć więc tak też zrobiłem.
Spojrzałem w górę, policjant był coraz niżej ale przypomniałem sobie że było
ich dwóch. Rozglądając się na wszystkie strony biegłem w kierunku drogi.
Wybiegając na ulicę niemal natychmiast zauważyłem drugiego policjanta z
krótkofalówką. Gdy mnie zauważył od razu ruszył w moją stronę. Dzięki częstym
treningom i joggingu nie mogłem narzekać na moją sprawność fizyczną. Spojrzałem
przez ramię do tyłu, mężczyzna był daleko ode mnie więc miałem idealną okazję
aby się schować. Skręciłem do niewielkiego lasu wciąż biegnąc między drzewami
co chwilę schylając się pod gałęziami aż w końcu natrafiłem na niewielki dom za
wysokim płotem. Zatrzymałem się by sprawdzić czy nie wbiegli do lasu.
Najwyraźniej ich zgubiłem. Odetchnąłem z ulgą ale dla bezpieczeństwa
postanowiłem się ukryć na posiadłości. Jednym zwinnym ruchem przeskoczyłem
przeszkodę i już znajdowałem się w ogrodzie. Nagle usłyszałem głosy mężczyzn
więc szybko skierowałem się do stojącego tutaj domu. Garaż był pusty zatem
prawdopodobnie nikogo nie było w środku co mi w zupełności odpowiadało.
Podchodząc bliżej drzwi zauważyłem że są one otwarte. Pomyślałem, że ktoś może
być w domu ale nie było słychać nic prócz odgłosów ptaków. Złapałem za klamkę i
powoli wszedłem do środka. Wchodząc głębiej zauważyłem niewielki bałagan jednak
coś innego przykuło moją uwagę. Róg komody stojącej niedaleko mnie był cały we
krwi. Zdziwiło mnie to, postanowiłem rozejrzeć się po całym domu. Wchodząc do
pomieszczeń niczego nie zauważyłem. Została mi jeszcze piwnica więc szybko się
tam skierowałem. Wchodząc do środka czułem że nie jestem tu sam.
Hej!
Jest i kolejny rozdział. Mam nadzieje, że się spodobał, a jeśli są jakieś wątpliwości co do stylistyki, fabuły czy czegokolwiek piszcie śmiało, postaram się to naprawić.
I oczywiście do następnego ♥
CZYTASZ=KOMENTUJESZ